Miał być Kramer, gdyż od dawna na liście. Ale przy śniadaniu gospodarz postanowił absolutnie odwieść mnie od tego pomysłu: pani, na Kramer to najwcześniej w maju! Po co tam teraz łazić! W lecie to tak, ale teraz? No po co. No dobra, ok: wysłuchałam i i tak poszłam w tamtym kierunku 😂 Kawałek po kawałku: najpierw Felsenkanzel, potem decyzja czy Kramer czy Königsstand i padło jednak na to drugie. Tam spotkałam Maggie z youareanadventureatory, która jeszcze miała Kramera w planach (i faktycznie jeszcze zdążyła na niego wbiec!) a potem zagadałam pana, który do Kramera nie dotarł, ale za to nakierował mnie na cudną sekretną ławeczkę, gdzie poczillowałam w słońcu i był to absolutny highlight wycieczki – na Königsstand za dużo ludzi. Potem humor zepsuł mi szef St. Martins Huette, który mnie pogonił z knajpy, gdyż jakoby nie zezwala na siedzenie w środku, konsumpcja tylko na zewnątrz, więc zawinęłam się na pięcie i poszłam sobie całkiem! I zjadłam w Berggasthof Almhuette, gdzie kiedyś koniecznie trzeba wrócić na Windbeutel! Epicki deser. 15km w nogach, calusi dzień na słońcu: cudna sobotka 😍


























Amazing!!!
LikeLiked by 1 person