Spontaniczny wypad na wkend w Wilder Kaiser, została nam z zeszłego roku ferrata Gämsensteig do zrobienia. Ale przy piątkowej rozkminie na balkonie doszliśmy do wniosku, że to chyba jednak za dużo na upalną sobotę, zwłaszcza, że ja chciałabym jeszcze nad wodę oraz wieczorem na Bergfeuer, a M. w nd do domu wraca kolarką… Zatem, padło na Kitzbüheler Horn KS! Fajny, bo krótki, w cieniu i nie ma zgrozji na podejściu, gdyż wjeżdża się kolejką (Harschbichl). Zatem, jak postanowili, tak zrobili!
U góry duży nadajnik, fajna zjeżdżalnia i słoneczny taras, z jodłującym Paulem. Na obiad: truskawkowe knedle i masło, udające kozi ser 😅
Schodzimy naokoło, przez piękne żółte łąki. Po drodze natykamy się na pień drzewa do góry nogami, z dziwnymi otworami. To jakby luneta! Przez dziurki widać poszczególne szczyty, bardzo to sprytne. Trasa widokowo przepiękna, szkoda że widoczność nie jest zbyt dobra – ale mimo to bajka! Zwłaszcza, że jest wyjątkowo mało ludzi – na KS byliśmy sami! Dla mnie bomba 🤩
Teraz czas na ochłodę! Jedziemy do Going, na Badesee Going z mega widokiem na Wilder Kaiser. Super przyjemna woda, aż nie chce się wychodzić – no chyba, że na zjeżdżalnię (rura x3). Zdecydowanie planujemy tu wrócić
Ale, czas się zwijać, coby zdążyć na wygraną Niemców z Portugalią! Oraz okazuje się remis Polski z Hiszpanią – ale tego meczu już nie zobaczymy, gdyż trzeba wjechać kolejką na Hohe Salve na duże ognisko. I po chwili się zwinąć, bo nadchodzi burza (która, jak się później okaże rozpłynie się w powietrzu). Tylko jeden dzień a wykorzystany na maxa! Dosko sobotka – I love it when a plan comes together 😉
Leave a Reply