Wreszcie nadarzyła się okazja, żeby zobaczyć niemiecki Szczeliniec na własne oczy! 😉 Po drodze do PL zajechaliśmy na 1 noc do Rathen, to śliczny mały kurort u podnóża Bastei. Po drodze trochę padało, jak dojechaliśmy, to już się rozpadało na dobre. Ale, prognoza pokazywała, że przed 19 chmury się mają rozejść i będzie piękny wieczór. I tak było! Zaraz po kolacji ruszyliśmy na mały spacer w stronę wodospadu, ale tak się przyjemnie szło, że zakręciliśmy rundę przez Bastei, w ostatnich promieniach zachodzącego słońca – do hotelu wróciliśmy już po ciemku, przyświecając komórkami 😉
Szwajcaria: tu się oddycha 🙂
Pogoda na drugi dzień dopisała już w pełni: błękitne niebo i puchate białe obłoki – widoki, jak z pocztówek! Poszliśmy z Rathen na Lilienstein, a stamtąd do Königstein (mini promem przez Łabę). Odpuściliśmy już twierdzę i zrobiliśmy tylko przystanek na gofry i strudla. Stamtąd 5min pociągiem do Rathen i znowu prom na drugą stronę. Posiedzieliśmy jeszcze nad rzeką w słońcu i czas w drogę! Saska Szwajcaria bardzo urokliwa – właśnie doczytałam, że nazwa pochodzi z XVIII wieku i stworzyło ją dwóch szwajcarskich artystów, którzy studiowali w Dreźnie i Góry Połabskie bardzo przypominały im rodzinne strony – pochodzili ze Szwajcarskiej Jury. Dla odróżnienia nazwali tę Szwajcarię Saską i nazwa dobrze się przyjęła 🙂
Leave a Reply