XXII: 22.9.2020 Drachenwand KS, Mondsee

Ten KS miałam na liście już od dawna, gdyż widoki! Salzkammergut ze swoją mnogością jezior zachwyca. Zatem, 10 rano ruszamy z małego parkingu w St.Lorenz i po półgodzinnym spacerku pod górkę przez las docieramy pod skałę – imponującą, jak El Capitan 😉 Jest parę osób, ale tłumów w ten wrześniowy wtorek na szczęście nie ma. Ruszamy! Skała trochę śliska, gdyż wczoraj padało i trasa początkowo idzie w cieniu, ale po chwili wychodzimy w słońce i jest git – po chwili okaże się, że aż za bardzo git i upał, jak w środku lata! Trasa generalnie dosyć łatwa, jedynym utrudnienieniem jest luźna lina. Po drodze rozkładam moją apteczkę, gdyż M. się huknął w kolano i krew się leje – przy okazji jest przerwa na foto. Potem idzie w miarę gładko aż do momentu kulminacyjnego: wiszący most! Fiu fiu, spora przepaść. Ale, przechodzimy sprawnie i w oczekiwaniu, że już za rogiem szczyt, liczymy na odpoczynek. Tymczasem dupa blada, jeszcze spory kawałek do wierzchołka! Już się trochę nie chce, gdyż 2.5h pykły… W sumie stajemy na górze po 3, naprawdę długi klet!

Robimy długą przerwę gdyż jeść i ponapawać widokiem się trza! Ale w końcu ruszamy w dół – a trasa w dół to osobna historia… Chyba najtrudniejsze zejście, jakim szłam! Najpierw w dół, do wąwozu a potem znowu pod górę – i w dół po linach i drabinach. M po drodze stwierdził, ze to nie jest sport dla starych ludzi (łupnął się po drodze w 2 kolano…) i ogłosił, ze zamyka sezon kletowy – który ledwo otworzyliśmy wkend wcześniej 😂 Anyhow, po 5.5h dotarliśmy do auta i warto było!!! Oraz, aż ciężko uwierzyć, ze ta runda to tylko 6.5km! Ale jednak. Szybki Booking.com i ruszamy na nocleg nad Mondsee – to będzie cudownie emerycki wieczór 🥰