Strasznie marzyła mi się wspólna rowerowa wyprawa z M., bo odkąd spędza niedziele z Różą, to rzadko nam się to udaje… Ale dziś i owszem! Plan był ruszyć z Raisting na Hohen Peißenberg, zjeść w Rigi z widokiem na góry i wrócić, byłoby jakieś 50km i w sam raz. Ale była tak piękna pogoda, że po drodze mówię: a co będziemy jechać autem wzdłuż jeziora, jak możemy rowerem?! I cyk, stanęliśmy w Utting i cudnie się jechało brzegiem Ammersee 😍 Klimat, jak na Bodeńskim przed sezonem: spokój, cisza, czysciutenka woda, piękne chałupy i fajne knajpki. Ale, jak się tak człowiek rozgląda po drodze, to szybko nie jedzie, a wcześnie z domu też nie wyruszyliśmy, gdyż zmiana czasu, ekhm… I zanim dotarliśmy do Funkstelle, to już prawie 20km na liczniku, a wieża HP dalej daleko… Ale nic, pchamy się dalej, coraz bardziej pod górkę (ja pcham rower, M wjeżdża!) i kiedy myślałam, że to już zaraz, tuż tuż, pojawił się znak: HP 3.1km. I niby nic, ale to było jeszcze 270hm – pionowo w górę jak dla mnie, i już 16 godzina, zatem decyzja… Zawracamy w dół, z górki na pazurki 🙂 I był piknik po drodze na łące z widokiem na góry, i pan maszynista z pociągu mi odmachał, i jechało się cudnie i namówiłam M. na kolację w St. Alban w ostatnich promieniach słońca i grzaliśmy do auta prędko już po, bo zimno i zaraz się ściemni. Niedziela absolutnie doskonała, 70km w nogach i tylko szkoda, że jutro poniedziałek a nie jeszcze jedna niedzielka 😉




















Leave a Reply