Zima przyszła! Więc, należałoby ją w górach odwiedzić 🙂 Sama pewnie bym się nie pchała, ale Ania napisała z pomysłem na Risserkogel – a że tam jeszcze nie byłam, zatem dawa! Ruszyły o 9.30 – w cieniu 6c, ale w słońcu szybko robi się ciepło. Śnieg zaczyna się pojawiać od 1.200m i jest go coraz więcej! Po chwili dochodzimy do kompletnie zaśnieżonego Volvo (czy w środku ktoś zamarzł 😱) i droga się kończy – dalej idzie tylko wąska sciezynka (chyba) – i kicał nią zając, więc my za nim 😉 Za chwilę i ślady zająca zniknęły, a my się zorientowałysmy, że zapędziłyśmy się nie w tę stronę! Zatem, zanim nastąpi odwrót, czas na śniadanko – i cyk, mój termos z herbatą zjeżdża w dół! Ruszam na akcję ratowniczą i w końcu udaje mi się go wyciągnąć, uff! Ruszamy z powrotem – i dochodzimy do miejsca, gdzie pomyliłyśmy drogi – i jak byk stoi znak, że koniec drogi – ale jak się 2 baby zagadają, to nic nie widzą 😂
Wchodzimy na właściwy szlak i drzemy przez śnieg – którego coraz więcej! – do góry. Wreszcie wychodzimy na punkt widokowy na kozice (kozic brak) i odbijamy w prawo na Risserkogel, jeszcze 1h15 – ale już po 10min musimy zawrócić, bo ślady się kończą i kompletnie nie widać, którędy dojść na grań. Szkoda, ale nie ma sensu próbować, więc zawijamy na Setzberg, 45min. Śnieg kapie z drzew – w zasadzie to leje 😉 Ale w końcu wychodzimy z lasu: mega błękitne niebo, wielka biała połać śniegu i pojedyncze ślady w górę. I zaraz już krzyż i widok na Tegernsee i wszystkie białe ośnieżone szczyty, jak na wyciągnięcie ręki, jest przepięknie! Obowiązkowa foto sesja i wracamy w dół tą samą trasą, przez roztopy, w rakach.
Po prawie 7h (!), 16km i 1066hm wracamy do auta. Pięknie było! Ale do domu wchodzę na sztywnych nóżkach 😉
Leave a Reply