XXX: 2.11.2024, Peitlerkofel 2.875

19km, 1374hm

Trasa, która ma w sobie absolutnie wszystko! 😍

We wrześniu wracając z Alta Badia przejechaliśmy przez Würzjoch aka Passo delle Erbe i już wtedy zamarzył mi się Peitlerkofel. Październikowy długi wkend nie wypalił pogodowo, ale co się odwlecze, to nie uciecze! Nadszedł listopad i rozświetlił wszystko przepięknym jesiennym słońcem: feeria barw. Rozgościliśmy się w Galreidhof z widokiem na Geislery (polecajka milion!) i w sb rano ruszyliśmy zdobyć i okrążyć Peitlerkofel https://www.hoehenrausch.de/berge/peitlerkofel/ My nie dojechaliśmy na Wurzjoch, tylko stanęliśmy już na Gunggan, 3km poniżej – to sprawi, że runda będzie ogromna i po zdobyciu góry ma się jeszcze całą trasę do zrobienia…

9.20: startujemy! Przymrozek szczypie w uszy, więc założyliśmy na siebie wszystko, co mamy. Trasa idzie jednak ostro w górę, więc już po pół godzinie trzeba się rozbierać. Jestem zadziwiona ilością ludzi, a okaże się, że to jeszcze nic – największe tłumy będą na szczycie… Ale nic to, nie wyprzedzajmy faktów 😉 Póki co wspinamy się pod górę w cieniu wielkiej góry i po 1.20h dochodzimy do Scharty: ten widok! I słońce! Coś pięknego

Ruszamy dalej! Do szczytu mamy 1.5h. Trasa pnie się w górę serpentynami, otwierają się widoki na Tofany, Piz Boe i Marmoladę – bajka! W międzyczasie przebieram się w krótkie spodnie, bo jest tak gorąco, że nie idzie wytrzymać! W końcu dochodzimy pod start kletterki: ludzi TŁUM. M. troszku się waha, bo sprzętu brak, kasków też nie wzięliśmy a kamienie czasem się sypią… Ale dzielnie decyduje się iść ze mną i radzi sobie wyśmienicie! Rachu ciachu i meldujemy się na szczycie!

I co, i już! Zbieramy się do zejścia, przy Scharcie postanowimy, czy schodzimy do parkingu tą samą trasą czy robimy wielką rundę.

Jest lekkie wahanie, ale do parkingu mamy tylko godzinę – naokoło 3h… Idziemy naokoło 🙂 Mega długa runda, ale naprawdę warto! Marzy nam się puszeczka coli, ale niestety wszystko pozamykane… Trzeba dygać do parkingu – a to jeszcze kawał drogi… Idziemy przez połoniny, modrzewie się złocą, niebieskie Dolomity w tle, szaleństwo! Wykładamy się na chwilę na trawie i ten odpoczynek dobrze nam robi. Przy okazji okazuje się, że M ledwo co wypił ze swojego wora, więc jest odwodniony i dlatego marudny: trza go napoić i nakarmić gumisiami i możemy ruszać 🙂

Ok, 15 godzina, trzeba domykać te rundę! Ruszamy w dół. Najpierw po nieco błotnistych ścieżkach, potem po drodze, przy Utia Goma odbijamy znowu w łąki i jeszcze raz wychodzimy w słońce, zanim wkroczymy w magiczny zamrożony las. A potem jeszcze jedno wyjście na łąki i ostatnie 4km do parkingu! Jeszcze raz wąska ścieżynka, spotykamy ludzi, których już widzieliśmy u góry i wreszcie po prawie 8h docieramy do auta! Czeka na nas jedno jedyne samiusie na parkingu. A w aucie czeka puszeczka redbulla, która smakuje jak eliksir mocy 😉 Jeszcze przystanek na pyszną kolacje w Rifugio Halsl i po nocy zajeżdżamy do domu. Dzień absolutnie doskonały 🤩

Leave a comment

Blog at WordPress.com.

Up ↑